Początek ludzkości

Image_11b_Poczatek ludzi

Wizja naukowa czy obraz z Ogrodu Eden

Wydawałoby się, że tak ważny moment dla ludzkości, jakim był jej początek, powinien być naukowo dobrze zbadany i powszechnie znany. A tymczasem mamy w tej sprawie bardzo zróżnicowane poglądy. W przeciwieństwie do tego, każdy o swoim dzieciństwie wie wystarczająco dużo. Zachowujemy opowieści rodziców, zdjęcia i filmy z tamtych lat. Dość często dzieciństwo jest najlepiej opisanym okresem naszego życia. Co w takim razie możemy powiedzieć o początkach życia pierwszych przodków całej ludzkości, symbolicznie nazwanych Adamem i Ewą?

Wiemy, że nauka, opisując początki ludzkości, kształtuje obraz ewolucyjnej przemiany małp człekokształtnych w gatunek homo sapiens. Padają różne daty pojawienia się pierwszego przodka ludzkości, począwszy od kilkuset tysięcy lat, a skończywszy na dużo bliższym nam okresie. Różne są też metody określania, jaki powinien być ten pierwszy przodek i kogo można uznać za właściwego osobnika zasługującego na to miano. Najwygodniej „rozmyć” jego początek za pomocą różnych hipotez i teorii, a wtedy każdy znajdzie coś, co go zadowoli. Jest tak dlatego, że nauka nie ma jeszcze ustalonego wspólnego kryterium w tej sprawie. Trochę to dziwne, że nie można jednomyślnie określić, kim naprawdę jest człowiek. Tymczasem prezentuje się porośnięte sierścią postacie, trochę podobne do człowieka, które w ciągu setek tysięcy lat przemieniły się we współczesny nam rodzaj ludzki. Archeologiczne znaleziska dotyczące pojedynczych osobników, takich jak neandertalczyk czy inni hominidzi, mają dowodzić ewolucyjnej przemiany formy zwierzęcej w formę człowieka współczesnego. Te istoty stopniowo tworzyły domostwa, potem większe budowle, aż w końcu zbudowały całe miasta. Gdy pojawiły się takie obiekty jak piramidy, to stało się jasne, że mieliśmy już do czynienia z istotą ludzką podobną do nas.

Czy tak to się naprawdę działo? Być może. Są różne hipotezy, ale żadna dotychczas nie uzyskała pełnej akceptacji.

Religie, szczególnie chrześcijaństwo, budują zupełnie inną wizję początków ludzkości.

Ta chrześcijańska opiera się na biblijnej historii dwojga pierwszych ludzi, Adama i Ewy. Według niej Pan Bóg ulepił z gliny, albo inaczej z prochu ziemi, mężczyznę, a następnie ożywił go Swoim „tchnieniem”. Potem, gdy ten spał, wyjął z niego żebro, aby w oparciu o nie stworzyć również kobietę. Okazuje się, że taki obraz wystarcza ogromnej większości wyznawców judaizmu, chrześcijaństwa i islamu. Zresztą podobne opowieści istniały w najstarszych świadectwach starożytnych kultur, a także w poszczególnych religiach w różnych zakątkach świata.

Najbardziej dziwi bezkrytyczne przyjęcie pradawnej historii rozgrywającej się w Ogrodzie Eden i mówiącej o parze jego młodych mieszkańców, przechadzających się wśród drzew, w przygotowanym specjalnie dla nich środowisku. Obrazy średniowieczne pokazują ich już jako dorosłe osoby, zupełnie nagie i niemieszkające w żadnych domostwach. Warto zapytać, jak długo, nic nie robiąc, można tak przechadzać się bez ubrań po skrawku ziemi porośniętej drzewami? Niestety wiem, że takie wyobrażenie, z braku odpowiedniej wiedzy i wyobraźni, nie nastręcza u większości dorosłych ludzi żadnych wątpliwości. Proponuję jednak pomyśleć trochę analitycznie, aby prawidłowo zrozumieć ten najważniejszy okres w historii ludzkości.

Przypuszczam, że lepienie z gliny człowieka jest wielką przenośnią oznaczającą kształtowanie się organizmu ludzkiego, który byłby gotowy do przyjęcia wzmiankowanego już „tchnienia” od Stwórcy, czyli zaczątku osoby duchowej.

Rzeczywiście, Stwórca mógł wykorzystać wybrane łono samicy najbardziej rozwiniętego gatunku małpy albo nawet żeńskiego humanoida. Przy narodzeniu taki noworodek płci męskiej musiałby otrzymać osobę duchową od Ojca Niebieskiego, co byłoby właściwym stworzeniem „Adama” i co powodowałoby zupełnie inny niż zwierzęcy rozwój jego osobowości. Właśnie w ten sposób mógł pojawić się na tym świecie syn Boga. Następnie inna samica mogła urodzić na tych samych zasadach noworodka płci żeńskiej. Odbyłoby się to w czasie, gdy niemowlę płci męskiej rozwijało się już prawidłowo i jego ciało stawało się już w pełni ludzkie. Pewnie historia z żebrem Adama ma oznaczać, że oboje od momentu narodzin byli przeznaczeni tylko dla siebie i że nikt inny prócz nich nie miał do tego prawa. Oczywiście, ten żeński noworodek przy narodzeniu również otrzymał osobę duchową, aby stać się córką Boga. Zatem mężczyzna (Adam) był trochę starszy od kobiety (Ewy). Oni oboje, aby zostać prawdziwymi dziećmi Ojca Niebieskiego, powinni od najmłodszych lat być wychowywani przez aniołów. Nie przeszkadzało to pewnie w równoczesnym ich żywieniu mlekiem samic zwierzęcych. Znamy obecnie przypadki wychowania przez małpy ludzkich dzieci karmionych przez samice tych zwierząt. Dalsze żywienie ludzi mogło się już odbywać w oparciu o naturalne dary przyrody.

Oczywiście biblijnych opisów z Ogrodu Eden nie powinniśmy traktować dosłownie. Zresztą większość zawartych tam opowieści ma charakter symboliczny. Nawet gdyby ten Ogród był w dość ciepłym miejscu na Ziemi, to na przykład wiatr i deszcze wymusiłyby pojawienie się jakiegoś stosownego odzienia dla przebywających tam ludzi. Trudno sobie bowiem wyobrazić chodzenie nago przez dwadzieścia lat w panujących tam warunkach atmosferycznych. Wydaje się więc, że biblijna nagość Adama i Ewy, pokazywana na średniowiecznych malowidłach, wpisuje się w symbolikę biblijną, ponieważ miała sugerować czystość i niewinność, a nie określać ich codziennego stroju. Inne średniowieczne wizje „ubierały” naszych pierwszych przodków w odzienie ze skór, gdyż z powodu upadku trzeba było zakryć miejsca, które przyczyniły się do niezgodnego z Wolą Boga czynu.

Wiadomo, że nasi pierwsi przodkowie nie tylko nie mieli takich rodziców jak my, ale również w inny sposób musieli przejść swoją ścieżkę edukacyjną. Bóg bowiem nie mógł pozostawić Swoich dzieci na poziomie wiedzy wynikłej z instynktu zwierzęcego. Na pewno zdobyli odpowiednią na owe czasy wiedzę, którą w okresie ich dojrzewania mogli im przekazać tylko aniołowie. Pewnie profesorami byli tam mądrzy i obdarzeni największą wiedzą archaniołowie, na czele z najmądrzejszym z nich Archaniołem symbolizowanym przez biblijnego Węża. W owym czasie wszechświat był już ukształtowany, istniały zarówno galaktyki, Układ Słoneczny, jaki i cała otaczająca nas dzisiaj przyroda. Kilkunastoletni Adam mógł zadawać różne pytania, jak na przykład, czy Słońce krąży wokół Ziemi lub czy jest odwrotnie. Mógł też pytać, jak można dotrzeć z Ziemi do Słońca lub do Księżyca. Przypuszczam, że powinien otrzymać od swoich wychowawców właściwą odpowiedź, choć życie Adama i Ewy miało miejsce na długo przed odkryciami Kopernika i Galileusza. Uważam, że nasi pierwsi przodkowie mogli uzyskać odpowiednią edukację przygotowującą ich do czynienia sobie „Ziemi poddanej”, tak jak sobie tego życzył ich Stwórca.

Jak zatem pogodzić wersję naukową z religijną?

Przypuszczam, że jeśli nie zajrzy się za „kurtynę” Wielkiego Wybuchu lub nie „wniknie się” w osobowość istoty ludzkiej, to nie ma szans na pełne zrozumienie najważniejszych zagadek dręczących ludzkość, czyli powstania wszechświata, poznania źródła życia oraz wieczności w człowieku.

Dodatkowo można w odpowiednim przybliżeniu obliczyć, kiedy żyła na Ziemi pierwsza para ludzi, którą należałoby uznać za naszych przodków. Wystarczy opisać funkcją algebraiczną (na przykład parabolą) przebieg wzrostu liczby osób żyjących od najdawniejszych czasów do chwili obecnej. Za poziom ich inteligencji można przyjąć średnią między rozsądkiem Gilgamesza, wszechstronnością starożytnych filozofów a sprytem obecnych licealistów. Umieszczony na współrzędnej czasowej punkt początkowy tej krzywej, będący najbliżej zera, pozwoli znaleźć z pewnym przybliżeniem okres pojawienia się pierwszych w pełni ukształtowanych ludzi. Będzie on związany z istnieniem inteligentnej pary ludzkiej umiejącej dyskutować z biblijnym Wężem o zakazie zjedzenia owocu w Ogrodzie Eden. Podobne matematyczne podejście naukowców umożliwiło określenie momentu Wielkiego Wybuchu. Jednak w moim opracowaniu tych kalkulacji nie stosuję do uznaniowej oceny, czy jakiś „neandertalczyk” stał się człowiekiem współczesnym. Raczej ustalam początek pojawienia się pierwszego mężczyzny i pierwszej kobiety, których można nazwać Adamem i Ewą, i których traktuję jak współczesnych ludzi. Pomimo że rozumiem, na czym polega ewolucja, to uważam, że w przypadku powstania wszechświata, pojawienia się życia w przyrodzie oraz przy zaistnieniu wieczności w człowieku powinien zadziałać efekt podobny do Wielkiego Wybuchu. Te trzy wymienione powyżej zjawiska mają według mnie charakter gwałtownego urzeczywistnienia się w akcie stworzenia. Łatwo mówić dzisiaj o gwałtownym powstaniu wszechświata na drodze Wielkiego Wybuchu, ale dużo trudniej wskazać moment ożywienia materii, który rozpoczął rozwój żywych komórek roślin i zwierząt. Doszedłem jednak do wniosku, że pojawienie się dziedziczności życia w naturze musi mieć swoje źródło w duchowej energii pochodzącej od Stwórcy. Oznacza to, że w pewnym momencie „wlał” On w materię Swoje „tchnienie”. O wprowadzeniu osoby duchowej do rodzącej się osoby fizycznej człowieka w formie aktu stwórczego pisałem już w tym opracowaniu wielokrotnie. A zatem pod biblijnymi postaciami Adama i Ewy kryją się pierwsze unikalne jednostki ludzkie, które otrzymały „tchnienie” pochodzące od Ojca Niebieskiego.

Chciałbym, aby powyższe rozumowanie otworzyło wspólną drogę dla badaczy naukowych i religijnych. W przypadku poznawania przyczyny Wielkiego Wybuchu i źródła powstania życia nie warto bezradnie stać przed „ścianą” oddzielającą świat czasoprzestrzeni od świata poza czasem i przestrzenią. Duchowość człowieka wskazuje na to, że w sytuacji badania fundamentalnych zjawisk dotyczących stworzenia dobrze jest brać po uwagę nie tylko argumenty naukowe, ale również te wywodzące się ze sfery, do której nauka nie ma jeszcze empirycznego dostępu.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Teoria wiecznego istnienia